piątek, 20 lutego 2015

Rozdział 3

Wendy

Ostatnia moja lekcja przedłużała się dla mnie z każdą chwilą. Tak na prawdę mogę powiedzieć, że byłam obecna na zajęciach ciałem, myślami byłam gdzie indziej. Myślałam cały czas o tym szantażyście, który ma czelność mieszać się w moje sprawy prywatne. Pani Harrison, cały czas coś pisała na tablicy tłumacząc jakieś działanie matematyczne. Nawet nie usłyszałam jak zadzwonił dzwonek sygnalizujący przerwę. Szybko wpakowałam swoje rzeczy do plecaka, po czym wyszłam z klasy jako ostatnia.

- Wendy! - usłyszałam czyjś głos. Przede mną stał sam David Smith, ubrany w niebieską bejsbolówkę z logiem szkoły na rękawach. Gra on w koszykówkę w szkolnej drużynie. Wszystkie dziewczyny na niego lecą, w tym także i ja. - Widziałaś gdzieś może Daniell'a? - zapytał, a ja stałam przed nim jakbym podziwiała coś pięknego, bo tak było.
- Eee... Nie. - wydusiłam coś wreszcie z siebie.
- Miał ze mną wracać do domu dzisiaj, ale jak najwyraźniej się zmył wcześniej. - wyjaśnił podchodząc do mnie bliżej. - Może cię pod wieść? - zamarłam. - Jeśli chcesz? - kiwnęłam głupkowato głową nic nie mówiąc.
- Ok, jeśli to nie był by problem. - przygryzłam wnętrze policzka. Zawsze tek robię kiedy się denerwuję.
- Nie! Jasne, że to nie jest żaden problem.

Na dworze wiał wiatr, przez co moje włosy rozchodziły się w innych kierunkach. Na parkingu stało pełno różnych samochodów. Nagle poczułam wibracje mojej komórki, którą szybko wyjęłam z kieszeni. Nieznany numer. Odrzuciłam połączenie mając nadzieję, że to załatwi sprawę. Niestety mój telefon znów zadzwonił po czym odebrałam. Posłałam David'owi przepraszające spojrzenie, ze muszę odebrać telefon.

- Czego chcesz?! - warknęłam.
- Czekam na ciebie. - odpowiedział spokojnie, co mnie sprowokowało. Zaczęłam się rozglądać dookoła, aby wypatrzeć kogoś podejrzanego. - Myślisz, że podejdę do ciebie? - zakpił ze mnie. On zaczyna mi działać na nerwy, a do tego jest w pobliżu.
- Gdzie jesteś idioto? Nie mam czasu na twoje dowcipy.
- Nie takim tonem kochanie.
- Czego ty ode mnie w ogóle chcesz? - chciałam dojść do sedna tej sprawy, bo nie widziałam w niej żadnego sensu.
- Skąd możesz wiedzieć, czy coś od ciebie chcę?
- To po co ten szantaż? - odpowiedziałam pytaniem, na pytanie. Przypominając mu, że chce powiedzieć mojemu ojcu coś o Nicole.
- Dla zabawy.
- To przestań!
Zamilkł na chwilę, chyba udało mi się go zgasić. Pewnie jakieś dziecko sobie żarty ze mnie robi, albo jakiś palant z mojej szkoły, który chce się pobawić moim kosztem.
- Dobra kim jesteś? - to mnie niecierpliwiło i wkurzało. Jak ona może sobie wyobrażać takie rzeczy?
- Widzisz może takie czarne auto? - zapytał, a ja zauważyłam pełno takich samochodów.
- Czy ty mnie uważasz za głupią?
- Możesz zgadnąć w którym jestem. - dodał.
- Nie mam czas na takie głupie zabawy. - Dlaczego no mi do cholery nie powie kim jest i czego ode mnie chce, tylko pogrywa w jakieś głupie gierki, które mnie zaczynają wkurzać? Za kogo on się uważa?
- Widziałaś mnie już. - zatkało mnie. Nie przypominam sobie, żebym kiedykolwiek go widziała. Chociaż, może nie zwróciłam  na niego uwagi? Sama już nie wiem. - Już niedługo się spotkamy. - rozłączył się.
Szybko włożyłam telefon do kieszeni moich spodni i ruszyłam w kierunku auta w którym siedział David. Brunet pisał coś na telefonie, ale kiedy mnie zobaczył odłożył swój sprzęt.
- Ktoś chyba ci działa na nerwy? - zapytał unosząc brwi do góry, widząc mój ponury wyraz twarzy.
- Przepraszam. - uśmiechnęłam się do niego - Ale tak masz racje. - dodałam.
 Jechaliśmy rozmawiając na różne tematy. Dowiedziała się, że David ma dużo hobby takich jak gra w golfa czy także gra w szachy, co mnie totalnie zaskoczyło, nie spodziewałam się po nim iż lubi takie rzeczy. Ale cóż nie można oceniać książki po okładce.

Chłopak zaparkował swoje auto pod moim domem. Wysiadłam z czerwonego samochodu i pożegnałam się. Podeszłam do drzwi otwierając je kluczem, który zawsze przy sobie miałam. W domu nie było nikogo. Nicole pewnie ma jakieś dodatkowe zajęcia w szkole a nasi rodzice pewnie jeszcze nie wrócili z pracy. Mój telefon ponownie zadzwonił. Westchnęłam i odebrałam połączenie.
- Myślę, że jeśli złożę ci małą wizytę, to na pewno się nie obrazisz. - ponownie dzisiaj usłyszała ten sam głos.

Nie odpowiadając tym razem ja się rozłączyłam. Miałam nadzieję, że jeśli nie będę odbierać jego telefonów to da mi w końcu święty spokój. Dzisiaj umówiłam się z Matt'em, że będziemy razem odrabiać zadania domowe. Zawsze tak robiliśmy, ponieważ była to moim zdaniem świetna zabawa i mogliśmy razem spędzić czas tak jak dawniej, kiedy jeszcze chodziliśmy go podstawówki. Nie czekałam długo, a usłyszałam dźwięk dzwonka.

Podeszłam do drzwi otwierając je. Nie mogłam w to uwierzyć. Przede mną stał ten sam chłopak o blond czuprynie włosów, który uśmiechał się do mnie kiedy spotkałam go w biurze mojego ojca. Stał oparty o framugę drzwi. Ubrany był podobnie jak ostatnim razem - czarne rurki, szara bluzka z napisem Nirvana oraz także czarne conversy. Na oczach miał czarne przeciw słoneczne okulary. Stałam tam wpatrując się w niego.

- Eee... - zaczęłam. Kompletnie nie wiedziałam co mam powiedzieć nieznajomemu chłopakowi, którego widziałam raz na oczy. Cholera! Widziałaś już mnie przypomniały mi się słowa Luke'a. Otworzyłam usta formując je w literkę "o". Chciałam zamknąć drzwi, jednak chłopak był zbyt silny i je zatrzymał, po czym wszedł do środka mojego mieszkania.
- Mówiłem, że przyjdę. - przypomniał mi w ten sam sposób potwierdzając moje przypuszczenie. - Spodziewałaś się kogoś innego? - zakpił ze mnie.
- Daruj sobie te głupie komentarze, które i tak mnie nie ruszają - skrzyżowałam ręce na piersi patrząc na chłopaka, który uśmiechał się do mnie. - Dobra... w więc czego chcesz?
- Tak sobie przyszedłem cię odwiedzić. - wyjaśnił siadając na skórzaną kanapę w salonie, wykładając swoje długie nogi na stolik przed nią. - Muszę zobaczyć gdzie mieszka moja dziewczyna... 
- Że co proszę?! Jaka znowu dziewczyna?! - wrzasnęłam przerywając mu. - Wchodzisz do mojego domu, nie prosząc o pozwolenie, i czujesz się jakbyś był u siebie a do tego oznajmiasz mi, że przyszedłeś do swojej dziewczyny! Mam nadzieję, że nie mówisz o mnie, a nie o Nicole! Czy ty uważasz się za normalną osobę?!
- Tak mówię o tobie i tak uważam się za normalną osobę. - odparł blondyn wstając z miejsca.

Ten koleś zaczyna działać mi na prawdę na nerwy. Nie znam nikogo bardziej tak irytującego jak on.

- Ja nie jestem twoją dziewczyną i nie mam zamiaru nią być.
- Ale James myśli inaczej - znów ten głupi uśmieszek. Mam go dość. - Mówiąc inaczej chodzi mi o to, że powiedziałem, mu że jesteśmy parą.
- Ale dlaczego? W co ty pogrywasz?!
- Musisz zeznać na policji, że przez ostatni tydzień spotykałem się z tobą. - powiedział z pewnością wymalowaną na twarzy. 

Nie wierze co on do mnie mówi. Zaśmiałam się z tego czego się właśnie dowiedziałam. Widziałam jak chłopak przygląda się mojej reakcji z niezadowoleniem, jakby myślał, że powiem coś w stylu No jasne, dlaczego nie. Jednak jeśli tak myśli, to niestety się myli.

- Ty sobie ze mnie żartujesz? - usiadłam na fotelu, który mieścił się obok kanapy. 
- Nie. Twój ojciec na pewno uwierzy w tą historyjkę. 
- Nie mam zamiaru kłamać mojemu ojcu w takich sprawach. Nie mogłeś sobie wziąć kogoś innego do tego zadania tylko mnie? - popatrzyłam na jego błękitne tęczówki, które nic nie mówiły. Jego wyraz twarzy był obojętny w przeciwieństwie do mojego. 
- Będziesz robić to co ci powiem! - krzykną na mnie wyciągają broń z kieszeni swoich spodni. 
Zaczęłam się cofać nerwowo do tyłu szukając jakiejś ucieczki. Mój mózg nie nadążał za tym co się działo. Jakiś psychopata stał przede mną trzymają pistolet wycelowany na mnie, a ja nie mam pojęcia co mam zrobić w tej chwili.
- Chyba nie zamierzasz mnie zabić? - przełknęłam głośno ślinę zamykając na chwilę oczy. 
W uchu modliłam się, o to aby powiedział, że to tylko żarty, jednak rzeczywistość była inna. Zawsze wyobrażałam sobie inny scenariusz tego jak będzie wyglądać moja śmierć, ale na pewno nie tak. 
- Możliwe, że zamierzam to zrobić. Ale jeśli zrobisz to o co cię prosiłem to dam ci spokój, a jeżeli perfidnie mnie oszukasz to ja zrobię to samo z tobą. - blondyn schował czarny pistolet, po czym podszedł do mnie na co ja się cofnęłam. - Jutro będzie przesłuchanie więc, chciałbym abyś sobie to przyswoiła. - Złapał mnie za ramię prowadząc do wyjścia. - Jeśli teraz krzykniesz to nie zawaham się użyć broni. - upomniał mnie. 
Próbowałam się wyrywać lecz był on ode mnie znaczne silniejszy. Wsiadałam do czarnego sportowego samochodu z przyciemnianymi szybami. Wnętrze pojazdu było moim zdaniem bardzo bogate, obite jasną skórą. Zajęłam miejsce pasażera, natomiast chłopak miejsce kierowcy. Po czym odpalił silnik i ruszył z piskiem opon. Moje ciało po wpływem szybkości jaką jechaliśmy pochyliło się w przód. 
- Gdzie jedziemy? - zapytałam drżącym głosem, jednak chłopak nie odpowiedział ignorując moje pytanie. - Mówię coś do ciebie Luke! - wrzasnęłam na co nie zareagował. - Idiota. - szepnęłam. 
- Debilka.
- Ciota.
- Głupia i pusta dziewczyna.
- Psychopata. 
Nasze przedrzeźnianie przypominało trochę kłótnię dzieci, którzy są swoimi wrogami. 

Po kilkunastu minutach jazdy zatrzymaliśmy się pod dużym białym domem. Wysiedliśmy z samochodu, po czym podążyłam niepewnym krokiem za blondynem. 
- Co to za dom? - znów zapytałam.
- Mój. - odparł. Nie mogłam w to uwierzyć, że to jego dom. Przecież on kosztuję fortunę! Ciekawe z jakiej paki było by go stać na takie luksusowe mieszkanie. 
- Ta. 
Weszliśmy do środka, w którym panowała czystość, co mnie kompletnie zaskoczyło, ponieważ sądziłam iż chłopcy są bałaganiarzami.
- Kto to jest? - w korytarzu staną wyskoki chłopak o blond kręconych kosmykach włosów, które podtrzymywała czerwona bandana. Skrzyżował ręce na piersi patrząc na mnie jakbym była jakaś opętana. 

                                                                              ✷

Mamy już 3 rozdział. Wydaje mi się, że jest dość długi. Na początku miał wyglądać kompletnie inaczej lecz jednak ta wersja spodobała mi się bardziej. 
Alles

Komentarze mile widziane. Naprawdę motywują! ♥



wtorek, 17 lutego 2015

Rozdział 2

Wendy


Obudziłam się słysząc pukanie do moich drzwi. Przetarłam swoje oczy i spojrzałam na zegarek, który wskazywał dopiero 9:00. Dzisiaj jest sobota, a nawet się nie mogę pospać trochę dłużej?! Do mojego pokoju weszła Lucy ze złą miną, tak jakby się dowiedziała czegoś strasznego. Wygramoliłam się z łóżka i zaczęłam szukać mojego iPhone.

- Tata dzwonił z pracy i chcę, abyś się tam zjawiła z Nicole. - oznajmiła, a ja pokręciłam przecząco głową. Po co mam tam jechać rano? Przecież chyba nie zrobiłam nic złego? Może i poszłam na tą imprezę, ale tylko po to, aby zgarnąć stamtąd moją siostrę. Razem trzymamy taki jakby sojusz. Gdy ja wpadam w jakieś małe kłopoty to Nicole zawsze mi pomaga, zawsze się też 'kryjemy' przed naszymi rodzicami. Po prostu tak uzgodniłyśmy i tak zostało, nigdy się nie wystawiamy.
- Ale po co mam tam jechać? - zapytałam, zdziwiona.

Lucy nic mi na ten temat nie powiedziała, wyszła z pomieszczenia dalej w nie za dobrym humorze.
Ubrałam się w moje jasne jeansy i białą bluzkę z koronką, nie wyglądałam najgorzej w tym ubiorze. Zeszłam na dół do kuchni, tam zastałam Nicole jedzącą płatki z mlekiem, które ja uwielbiam. Szybko wyciągnęłam miseczkę i wsypałam do niej czekoladowe kuleczki. Nie odzywałyśmy się do siebie, po wczorajszy dniu. Nie miałam pojęcia jak zacząć tą krępującą rozmowę.

Kiedy zjadłyśmy udałyśmy się do auta w którym czekała na nas już Lucy. Usiadłam na miejscu pasażera, a Nicole na tylnym siedzeniu.
Znów jechałyśmy w ciszy, jakby słowy były zakazane do wypowiedzenia. Po głowie chodziło mi tylko pytanie "Dlaczego my tam jedziemy?" 

Nim się obejrzałam byliśmy już pod miejscem w którym pracował James. Wysiadłyśmy z auta i udaliśmy się do środka budynku. Zauważyłam mojego ojca który zawzięcie rozmawiał z jednym z policjantów, kiedy nas zauważył przerwał z nim konwersację i podszedł do nas.
- Hej tato. - przywitałam się grzecznie z moim rodzicem, który nawet na to nie zwrócił uwagi.
- Chodźcie ze mną. Musimy porozmawiać. - tutaj będziemy rozmawiać? Pewnie o wczorajszy dnu, ale przecież możemy to zrobić w domu a nie tutaj?!

O dziwo weszliśmy do jednego z gabinetów, w którym zazwyczaj przesłuchują różnych ludzi, przestępców, złodziei, ale nie nas!
Ojciec usiadł za biurkiem i wskazał, abyśmy zajęły miejsce na krześle przed nim. Szybko usiadłyśmy i czekałyśmy na wyjaśnienia.
- Gdzie byłyście wczoraj wieczorem? - zapytał, a to mnie zbiło z tropu. - Miejsce i godzina. - dodał zapisując coś w notatniku.
- To jakieś żarty? - wstałam z miejsca. - O co ci chodzi? Wczoraj byłyśmy na imprezie około 20:00, ale to nie powód, aby nas tutaj sprowadzać i przesłuchiwać! - wrzasnęłam po czym znowu usiadłam, krzyżując ręce na piersi.
- Wiem, że wypiłam trochę dużą ilość alkoholu, ale po prostu wszyscy pili i ja też... - Nicole nawet nie dokończyła bo przerwał jej.
- Rozumiem, aby pić alkohol, ale po osiągnięciu danego wieku! - wytłumaczył.
- A pan na pewno nie pił alkoholu przed osiemnastką! - wyrzuciła z siebie blondynka.
- Nie rozmawiamy o mnie tylko o was! - tym razem to on wstał ze skórzanego fotela i wziął coś co leżało na szafce w foliowej paczce. - To nie twoje? - zwrócił się do mnie.
- Mój telefon! Co on tu robi? - zmarszczyłam czoło, próbując sobie przypomnieć wczorajsze wydarzenie.
- Też chciałbym to wiedzieć Wendy?
- Gdzie go znalazłeś? Chyba go zgubiłam jak wracałam do domu. - wyjaśniłam.
- To dlaczego miał go przy sobie jakiś chłopak, którego dzisiaj zatrzymaliśmy? - powiedział podając mi paczkę ze sprzętem.
- Jaki chłopak? - byłam zdezorientowana. Może on go znalazł, po tym jak uciekłyśmy od jakichś psychopatów, którzy za nami szli.
- Nie znasz przypadkiem Luke'a? - znów zapytał, jednak nim mi nie mówiło to imię. Nie znam kogoś takiego, w ogóle nie znam żadnego Luke'a.
- Nie.
- On mówił coś innego.
- Co?! Mówię, że nie znam, żadnego chłopaka o takim imieniu! - chyba sobie ktoś coś uroił, albo ja jestem nie normalna. Pierwsza opcja pasuje idealnie, chociaż druga też, ale nie w tym przypadku. Jak spotkam tego gnojaka to mnie popamięta.
- Nicole? - popatrzył na dziewczynę, która słuchała tego wszystkiego ze zdziwieniem. - Wiesz coś na ten temat?
- Ja... Znaczy my... - popatrzyła na mnie nie wiedząc co powiedzieć. - Ja byłam pijana nic za bardzo nie pamiętam, po za tym jak uciekałyśmy przed kimś.
- Jak wracałyśmy wieczorem zdawało mi się, że ktoś za nami szedł... a raczej śledził? - wytłumaczyłam jasno.
- Dlaczego nie powiedziałyście? - podniósł ton głosu, przewracając przy tym oczami.
- A co miałyśmy ci powiedzieć? "Tato szli za nami jacyś psychopaci i ja zgubiłam telefon i  bałam się po niego wrócić, bo myślałam, że mogą nam coś zrobić?" - podkreśliłam wszystko ironicznie.

Po przesłuchaniu wyszliśmy z pomieszczenia, gdzie na korytarzu czekała na nas Lucy i kilka innych - osób takich jak dwóch starszych mężczyzn, którzy ze sobą rozmawiali, za pewnie na kogoś czekając, oraz jakiś chłopak w niebieskich włosach, które były w tak zwanym 'nieładzie'. Popatrzył na mnie pogardliwie, po czym spuścił szybko wzrok, patrząc na ekran swojej komórki.
Z jednego z pomieszczeń znajdujących się w budynku wyszedł policjant, a za nim Wysoki blondyn z czarnym kolczykiem w wardze. Nasze spojrzenia na chwilę się spotkały, przez co mogłam ujrzeć jego piękne niebieskie oczy. Uśmiechną się do mnie, mrugając jednym okiem. Mogę powiedzieć, że był naprawdę przystojny. Czarne rurki, skórzana kurtka i ten uśmieszek, wszystko współgrało ze sobą. Mogłabym go uznać za jakiegoś gangstera czy coś w tym stylu.

~~*~~

Siedziałam w pokoju rozmawiając przez telefon z Matt'em, który nie mógł zrozumieć tego co mi się wczoraj przytrafiło. Opowiedziałam mu o jakimś Luke'u, który sądził, że się znamy. Idiota. Matt skomentował to tak samo jak ja, wypowiadają na niego jakieś brzydkie słowa pod nosem. Za dzwoniła do niego dopiero dzisiaj ponieważ wczoraj nie maiłam już czasu, na opowiadanie mu ludziach którzy mają szeroką fantazje wymyślając takie głupoty.  Zegarek wiszący na ścianie wskazywał już 22:30. Powinnam już iść spać ponieważ jutro muszę wstawać do szkoły.
Nagle usłyszałam pukanie w moje okna. Myślałam, że mi się zdawało, ale jeszcze raz usłyszałam ten sam dźwięk odbijający się echem po całym moim pokoju. Przez kilka sekund stałam w miejscu patrząc na okno, które przekrywała bordowa zasłona w różne wzorki.
- Halo? Jesteś tam? - usłyszałam głos w słuchawce telefonu - Wendy... Wendy!
- Tak jestem. Ale muszę kończyć, bo wołała mnie Lucy. - okłamałam go po czym szybko się rozłączyłam.
Podeszłam do okna, znów słysząc stukot. Odsłonić zasłonę czy może jednak nie? Nie mogłam się zdecydować. Może jakiś chłopak z mojego osiedla robi sobie żarty, abym się przestraszyła? Nic nie może mi się chyba stać. Serce zaczęło mi bić sto razy szybciej, a przez moje ciało przeszły ciarki. Złapałam za kawałek materiału odsłaniając tym okno.
- Jeśli, jeszcze raz to zrobisz, nie będę taki miły. - przeczytałam na głos słowa napisane na kartce przyklejonej do szyby.
Czy to jest groźba? Czy ktoś mi grozi? Nie rozumiem. Z nikim obcym nie rozmawiałam, kto mógłby być dla mnie miły, albo może to nie jest ktoś obcy? Ale na pewno ta osoba nie należała do najmilszych. Zamknęłam okno i wrzuciłam kawałek papieru do kosza na śmieci, zgniatając go wcześniej w dłoni. Usłyszałam dźwięk telefonu. Matt chyba nie nabrał się na moją historyjkę. Szybko odebrałam połączenie nawet nie zerkając na wyświetlacz.
- Matt! Mówiłam ci, że nie mam teraz czasu! Muszę pomóc Lucy... - nie dokończyłam bo usłyszałam śmiech, ale nie Matthew'a.
- Jesteś taka zabawna. - odparł czyjś męski zachrypnięty głos.
- Przykro mi, ale nie mam zamiaru rozmawiać z... - znów moja wypowiedź została przerwana.
- Luke. - odparł.
- Jaki Luke? - nie mogłam go zrozumieć.
- Jestem Luke. Mogłaś powiedzieć, że się znamy. Na drugi raz już będziesz mogła to powiedzieć. - zaśmiał się szyderczo.
- Jesteś kompletnym idiotą! - wrzasnęłam. - myślisz, że będzie jakiś drugi raz? - zakpiłam teraz ja z niego.
- Trzeci, potem czwarty, piąty, szósty i siódmy i tak dalej.
- Przykro mi ale nie będzie. - oznajmiłam. - Nie znam cie i nie mam zamiaru więc nie dzwoń do mnie.
- Mam nadzieję, że moja wiadomość dotarła do ciebie. - znów ten głupi śmiech.
- A więc to ty? - czy on ma problemy z głową? -  Widzę, że chcesz mieć kłopoty z policją?
- Mówiąc o glinach, twój ojciec jest strasznie wkurzający. - mogłam usłyszeć jak nabiera, a później wypuszcza powietrze z płuc. - Zadaje tyle niepotrzebnych pytań. Muszę przyznać, że chyba nie wie, jak jego córeczka bawiła się na imprezie z jakimś kolesiem?
- Nicole. - szepnęłam. Chodziło mu o Nicole! - Chyba nie chcesz powiedzieć tego mojemu ojcu?
- Może tak, a może nie. Kto wie? - mówił tak jakby ćwiczył to co ma mi powiedzieć przed za dzwonieniem. - Myślę, że jutro możemy się spotkać i o tym pogadać.
- Nie wierzę. - podniosłam ton głosu - Czy ty mnie szantażujesz!?
- Tak. - rozłączył się.

                                                                            ✷
 A więc jest już 2 rozdział, pracuję na razie nam zwiastunem, który powinien pojawić się trochę później. :) 
Mam nadzieję, że rozdział się wam podoba. 
Kocham was bardzo mocno! ♥ 
Alles



piątek, 13 lutego 2015

Rozdział 1


Wendy

Szybkim krokiem weszłam do budynku zamykając za sobą drzwi. Jak co piątek po szkole idę na komisariat. Dlaczego? Otóż mój tata jest policjantem. Zawsze kończy szybciej w piątki i mogę razem z nim jechać do domu, a raczej wolę jechać z nim ponieważ nie przepadam za jazdą autobusem, czy też taksówką, mojemu ojcu to najwyraźniej odpowiada, bo zawsze mnie pyta czy nie chce z nim wracać. Jest bardzo opiekuńczy, troszczy się o mnie i zawsze powtarza, że mogę na niego liczyć. Kocham go bardzo, choć czasem jest za bardzo zarozumiały, w niektórych sprawach dotyczących mojej osoby i wszystkiego w okół.
- Wendy! - usłyszałam głos Isabell, która pracuje tutaj na stażu - Jak miło cię widzieć słońce! - powiedziała do mnie na co się lekko uśmiechnęłam.
- Ciebie też miło widzieć Isabell. - odpowiedziałam - Wiesz kiedy mój tato kończy zmianę? Bo zawsze to on na mnie czekał.
- Miałam ci przekazać, że się troszeczkę przedłuży się jego pobyt tutaj i prosił cię, abyś wróciła do domu sama. - wyjaśniła mi brunetka, dotykając pocieszająco mojego ramienia.
- Coś mu dzisiaj wypadło? - zaciekawiona zaczęłam wypytywać, koleżankę z pracy mojego rodzica.
- Tak... nie powinnam ci mówić, ale... musi przesłuchać kilku chłopców, których dzisiaj złapali na kradzieży.
- Okey. To dziękuję za przekazanie informacji. - zrobiłam jakiś dziwny gest ręką - Do widzenia. - pożegnałam się z nią, po czym wyszłam z posterunku.
Schodząc po schodach nie zauważyłam kogoś, przez co zderzyłam się z jakimś chłopakiem w ciemnych brąz włosach. On najwyraźniej też nie zwracał uwagi jak idzie.
- Jak łazisz!? - krzykną na mnie, po jego twarzy można było wyczytać, że nie był zadowolony, tak samo jak ja.
- To też twoja wina! - syknęłam.
Nic nie odpowiedział tylko wstał, otrzepał swoje czarne rurki z piasku i szybkim krokiem ruszył na komisariat. Co za typ?! Dżentelmen z niego to na pewno nie jest. Powinien pomóc mi wstać, a no zadbał tylko o swój tyłek! Na świecie jest coraz więcej takich osób, którzy nie traktują kobiet z należytym szacunkiem.

Kiedy taksówka stanęłam pod moim domem, szybko zapłaciłam za podwózkę i wyszłam z auta. W domu zastałam moją macochę wraz ze swoja córką, a moją przyrodnia siostrą.

Moja mama umarła, kiedy miałam cztery lata. Ojciec wychowywał mnie sam z pomocą mojej ciotki. Później zakochał się drugi raz w Lucy. To dobra kobieta ze wspaniałym sercem. Traktuję ją jak własną matkę, której niestety nie pamiętam za bardzo. Wzięli ślub, a potem ona wraz z córka przeprowadzili się do nas. Nicole znam już od dziesięciu lat. To córka Lucy z pierwszego małżeństwa, które okazało się dla niej klapą. 
- Cześć wszystkim! Już jestem. - oznajmiłam wchodząc do kuchni, gdzie siedziała Lucy przy stole z gazetą.
- Gdzie jest James? Miał chyba dzisiaj szybciej skończyć pracę, prawda? - zapytał, ściągając swoje okulary, które zawsze zakładała do czytania.
- Tata, miał coś jeszcze do załatwienia. - wyjaśniłam, wyciągając z lodówki butelkę soku. Macocha jedynie przytaknęła głową i wróciła do czytania swojego czasopisma dla kobiet.
- Mamo, ja wychodzę! - usłyszałam głos Nicole, która ubierała swoją brązową kurtkę. 
- Gdzie idziesz? - zapytałam
- Na nocowanie do... Kate. W końcu jest sobota, tak? - skarciła mnie wzrokiem - Jutro zjawię się po południu! - wyszła zamykając drzwi za sobą.
- Wendy, ty nie masz na dzisiaj planów? - zainteresowała się Lucy - Dzwonił twój przyjaciel, Matt. 
- Oddzwonię do niego zaraz. Ale nie mam na dzisiaj planów.

Weszłam po schodach na górne piętro do mojego pokoju, w którym panował bałagan. Książki ze szkoły walały się po biurku i po podłodze, łóżko było nie zaścielone, a na fotelu leżała sterta moich ciuchów, Jednak mam palny na wieczór. Szybko posprzątałam w miarę pokój, aby wydawał się czysty. Później obrobiłam zadanie domowe na poniedziałek, zwykle tego nie robię, ale dzisiaj jakoś tak wyszło. Nim wzięłam kąpiel była już godzina 19:00. Wyszłam z wanny i założyłam na siebie różowy szlafrok i rozczesałam włosy szczotką. Nagle usłyszałam dźwięk mojego telefonu, szybko podbiegłam do szafki, na której leżał mój biały iPhone i odebrałam połączenie.

- Hej Brooks! - usłyszałam znajomy głos mojego przyjaciela.
- Oh. Matt. Cześć. - wybełkotałam
- Idziesz na tą imprezę do Olivera? - zapytał. Całkowicie zapomniałam o tej imprezie, która jest dzisiaj. 
- Nie wiem. Chyba nie.
- Ej no weź! Jest super! - zapiszczał do telefonu - Świetna impreza! Dużo dziewczyn i chłopaków, no i nawet twoja siostra przyszła i...
- Co?! Nicole tam jest?! - powiedziałam tak głośno, że na pewno Lucy usłyszała. - Jak to? - ściszyłam swój głos do szeptu. - Co ona tam robi? 
- Teraz? - Matt przez chwilę, nic nie mówił, jakby jej szukał wzrokiem dookoła siebie. - Tańczy na stole. Niezłą masz tą siostrę. - zaśmiał się.
- Proszę cię daruj sobie i weź ja stamtąd. - moja macocha byłą by na nią złą, za to że poszła na tą imprezę, a do tego ją perfidnie okłamała mówiąc, iż wychodzi do koleżanki. - Zaraz tam będę.
-Okey, okey, okey. 
Szybko się rozłączyłam po czym ubrałam się w czarne dżinsy i bluzę z kapturem w tym samym kolorze. Wytłumaczyłam tacie i Lucy, że idę do Matta. Nie miel nic przeciwko temu, aby się dzisiaj gdzieś wyrwała. 

Po 30 minutach byłam już pod domem, w którym odbywała się huczna impreza. Muzykę było słychać już kilka ulic wcześniej. Weszłam do domu nawet nie pukając, bo i tak nikt by nie słyszał przez tą głośna muzykę. W środku panował chaos, jakiego nigdy nie widziałam jeszcze na imprezach. Było dużo ludzi, którzy albo pili alkohol, albo tańczyli na środku wielkiego salon i wielu inny psychopatów robiących rzeczy, które był tak ohydne, że aż mi się niedobrze robiło. 

Przepchałam się przez tłum ludzi, szukając pośród nich blondynki. Zauważyłam ją po chwil. Stała wraz z Mattem, który trzymał ja za rękę, aby nie uciekła, lecz ona ciągle się mu wyrywała. na marne.
- Idiotko! - podeszłam do niej od razu ją wyzywając. - Miałaś iść do Kate?!
- Wendy! - rzuciła się na mnie przytulając mocno i śmiejąc się głupkowato. Mogłam od niej wyczuć dużą ilość alkoholu. - Przyszłaś na imprezę? - zapytała, kompletnie ignorując to, co do niej powiedziałam.
- Co tak długo? - wtrącił się Matt, jak zawsze miał jakieś uwagi dotyczące mojej osoby. 
Przyszłam tutaj tylko po to, aby Nicole uniknęła szlabanu i tarapatów, w jakie i tak już się wpakowała. Jest nieletnia i piła alkohol. Nie mam nic przeciwko temu, aby napiła się tylko trochę, ale nie cała butelkę! 
- Zamknij się Jones! - posłałam chłopakowi złowrogi spojrzenie.

Wyszliśmy z Nicole i Mattem z domu. Później postanowiłam, że jakoś sobie z nią poradzę. Powiedziałam tak Jones'owi tylko dlatego, że już długo czekał na tą imprezę i pewnie chciał się zabawić, a nie niańczyć moja nieodpowiedzialną siostrę. Ręka mojej przyrodniej siostry spoczywała na moim barku, a jej głowa była spuszczona w dół, co chwilę coś mówiła pod nosem i śmiała się za pewnie z tego. Dla mnie to nie była śmieszna sytuacja. Do tego ktoś za nami szedł już od jakiegoś czasu. W mojej głowie powstawały różne scenariusze tego co się może za chwilę stać. Skręciliśmy w inną stronę, aby zgubić tą osobę, jednak na marne. Po chwili nie słyszałam już tylko jego kroków, a jeszcze kilku innych osób. Wyjęłam telefon, aby zadzwonić po mojego tatę, lecz upadł mi na ziemię, na co pisnęłam, obracając się w do tyłu, Nicole zaczęła biec przed siebie chwiejąc się na boki, a ja zobaczyłam przed sobą dwie zbliżające się w nasza stronę sylwetki mężczyzn. Nie miała czasu wziąć telefonu, ponieważ bałam się najgorszego. Szybko rzuciłam się do ucieczki, słyszałam jak krzyczą w moja stronę, abym się zatrzymała, jednak ja postanowiłam tego nie robić i przyśpieszyłam. 

Znalazłyśmy się z Nicole w domu bardzo szybko, zauważyłam, że zaczęło do niej coś docierać co mówiłam. Oparłyśmy się o drzwi ciężko oddychając, jakbyśmy przebiegły maraton. Nagle światło w korytarzu się zaświeciło, a w progu staną mój ojciec i Lucy, najwyraźniej niezadowoleni ze stanu w jakim znajdowała się Nicole i ze mnie. 
- Porozmawiamy rano o tym. - oświadczyła macocha zakładając ręce na piersi. - Dobranoc. - dodała po czym skierował się do swojego pokoju. 
Popatrzyłam na Nicole, która zaczęła płakać ze swojej głupoty, ale na pewno jutro nie  będzie już tego pamiętać. James jedynie pokręcił głową z niezadowolenia. 
- P-przepraszam - wydukała z siebie blondynka.
- Datuj sobie. - Zignorowałam jej przeprosiny i udałam się po schodach na górę do swojego pokoju.


Wow 1 rozdział! 
Mam nadzieję, że się podoba? 
Komentarze mile widziane :)

Alles