piątek, 13 lutego 2015

Rozdział 1


Wendy

Szybkim krokiem weszłam do budynku zamykając za sobą drzwi. Jak co piątek po szkole idę na komisariat. Dlaczego? Otóż mój tata jest policjantem. Zawsze kończy szybciej w piątki i mogę razem z nim jechać do domu, a raczej wolę jechać z nim ponieważ nie przepadam za jazdą autobusem, czy też taksówką, mojemu ojcu to najwyraźniej odpowiada, bo zawsze mnie pyta czy nie chce z nim wracać. Jest bardzo opiekuńczy, troszczy się o mnie i zawsze powtarza, że mogę na niego liczyć. Kocham go bardzo, choć czasem jest za bardzo zarozumiały, w niektórych sprawach dotyczących mojej osoby i wszystkiego w okół.
- Wendy! - usłyszałam głos Isabell, która pracuje tutaj na stażu - Jak miło cię widzieć słońce! - powiedziała do mnie na co się lekko uśmiechnęłam.
- Ciebie też miło widzieć Isabell. - odpowiedziałam - Wiesz kiedy mój tato kończy zmianę? Bo zawsze to on na mnie czekał.
- Miałam ci przekazać, że się troszeczkę przedłuży się jego pobyt tutaj i prosił cię, abyś wróciła do domu sama. - wyjaśniła mi brunetka, dotykając pocieszająco mojego ramienia.
- Coś mu dzisiaj wypadło? - zaciekawiona zaczęłam wypytywać, koleżankę z pracy mojego rodzica.
- Tak... nie powinnam ci mówić, ale... musi przesłuchać kilku chłopców, których dzisiaj złapali na kradzieży.
- Okey. To dziękuję za przekazanie informacji. - zrobiłam jakiś dziwny gest ręką - Do widzenia. - pożegnałam się z nią, po czym wyszłam z posterunku.
Schodząc po schodach nie zauważyłam kogoś, przez co zderzyłam się z jakimś chłopakiem w ciemnych brąz włosach. On najwyraźniej też nie zwracał uwagi jak idzie.
- Jak łazisz!? - krzykną na mnie, po jego twarzy można było wyczytać, że nie był zadowolony, tak samo jak ja.
- To też twoja wina! - syknęłam.
Nic nie odpowiedział tylko wstał, otrzepał swoje czarne rurki z piasku i szybkim krokiem ruszył na komisariat. Co za typ?! Dżentelmen z niego to na pewno nie jest. Powinien pomóc mi wstać, a no zadbał tylko o swój tyłek! Na świecie jest coraz więcej takich osób, którzy nie traktują kobiet z należytym szacunkiem.

Kiedy taksówka stanęłam pod moim domem, szybko zapłaciłam za podwózkę i wyszłam z auta. W domu zastałam moją macochę wraz ze swoja córką, a moją przyrodnia siostrą.

Moja mama umarła, kiedy miałam cztery lata. Ojciec wychowywał mnie sam z pomocą mojej ciotki. Później zakochał się drugi raz w Lucy. To dobra kobieta ze wspaniałym sercem. Traktuję ją jak własną matkę, której niestety nie pamiętam za bardzo. Wzięli ślub, a potem ona wraz z córka przeprowadzili się do nas. Nicole znam już od dziesięciu lat. To córka Lucy z pierwszego małżeństwa, które okazało się dla niej klapą. 
- Cześć wszystkim! Już jestem. - oznajmiłam wchodząc do kuchni, gdzie siedziała Lucy przy stole z gazetą.
- Gdzie jest James? Miał chyba dzisiaj szybciej skończyć pracę, prawda? - zapytał, ściągając swoje okulary, które zawsze zakładała do czytania.
- Tata, miał coś jeszcze do załatwienia. - wyjaśniłam, wyciągając z lodówki butelkę soku. Macocha jedynie przytaknęła głową i wróciła do czytania swojego czasopisma dla kobiet.
- Mamo, ja wychodzę! - usłyszałam głos Nicole, która ubierała swoją brązową kurtkę. 
- Gdzie idziesz? - zapytałam
- Na nocowanie do... Kate. W końcu jest sobota, tak? - skarciła mnie wzrokiem - Jutro zjawię się po południu! - wyszła zamykając drzwi za sobą.
- Wendy, ty nie masz na dzisiaj planów? - zainteresowała się Lucy - Dzwonił twój przyjaciel, Matt. 
- Oddzwonię do niego zaraz. Ale nie mam na dzisiaj planów.

Weszłam po schodach na górne piętro do mojego pokoju, w którym panował bałagan. Książki ze szkoły walały się po biurku i po podłodze, łóżko było nie zaścielone, a na fotelu leżała sterta moich ciuchów, Jednak mam palny na wieczór. Szybko posprzątałam w miarę pokój, aby wydawał się czysty. Później obrobiłam zadanie domowe na poniedziałek, zwykle tego nie robię, ale dzisiaj jakoś tak wyszło. Nim wzięłam kąpiel była już godzina 19:00. Wyszłam z wanny i założyłam na siebie różowy szlafrok i rozczesałam włosy szczotką. Nagle usłyszałam dźwięk mojego telefonu, szybko podbiegłam do szafki, na której leżał mój biały iPhone i odebrałam połączenie.

- Hej Brooks! - usłyszałam znajomy głos mojego przyjaciela.
- Oh. Matt. Cześć. - wybełkotałam
- Idziesz na tą imprezę do Olivera? - zapytał. Całkowicie zapomniałam o tej imprezie, która jest dzisiaj. 
- Nie wiem. Chyba nie.
- Ej no weź! Jest super! - zapiszczał do telefonu - Świetna impreza! Dużo dziewczyn i chłopaków, no i nawet twoja siostra przyszła i...
- Co?! Nicole tam jest?! - powiedziałam tak głośno, że na pewno Lucy usłyszała. - Jak to? - ściszyłam swój głos do szeptu. - Co ona tam robi? 
- Teraz? - Matt przez chwilę, nic nie mówił, jakby jej szukał wzrokiem dookoła siebie. - Tańczy na stole. Niezłą masz tą siostrę. - zaśmiał się.
- Proszę cię daruj sobie i weź ja stamtąd. - moja macocha byłą by na nią złą, za to że poszła na tą imprezę, a do tego ją perfidnie okłamała mówiąc, iż wychodzi do koleżanki. - Zaraz tam będę.
-Okey, okey, okey. 
Szybko się rozłączyłam po czym ubrałam się w czarne dżinsy i bluzę z kapturem w tym samym kolorze. Wytłumaczyłam tacie i Lucy, że idę do Matta. Nie miel nic przeciwko temu, aby się dzisiaj gdzieś wyrwała. 

Po 30 minutach byłam już pod domem, w którym odbywała się huczna impreza. Muzykę było słychać już kilka ulic wcześniej. Weszłam do domu nawet nie pukając, bo i tak nikt by nie słyszał przez tą głośna muzykę. W środku panował chaos, jakiego nigdy nie widziałam jeszcze na imprezach. Było dużo ludzi, którzy albo pili alkohol, albo tańczyli na środku wielkiego salon i wielu inny psychopatów robiących rzeczy, które był tak ohydne, że aż mi się niedobrze robiło. 

Przepchałam się przez tłum ludzi, szukając pośród nich blondynki. Zauważyłam ją po chwil. Stała wraz z Mattem, który trzymał ja za rękę, aby nie uciekła, lecz ona ciągle się mu wyrywała. na marne.
- Idiotko! - podeszłam do niej od razu ją wyzywając. - Miałaś iść do Kate?!
- Wendy! - rzuciła się na mnie przytulając mocno i śmiejąc się głupkowato. Mogłam od niej wyczuć dużą ilość alkoholu. - Przyszłaś na imprezę? - zapytała, kompletnie ignorując to, co do niej powiedziałam.
- Co tak długo? - wtrącił się Matt, jak zawsze miał jakieś uwagi dotyczące mojej osoby. 
Przyszłam tutaj tylko po to, aby Nicole uniknęła szlabanu i tarapatów, w jakie i tak już się wpakowała. Jest nieletnia i piła alkohol. Nie mam nic przeciwko temu, aby napiła się tylko trochę, ale nie cała butelkę! 
- Zamknij się Jones! - posłałam chłopakowi złowrogi spojrzenie.

Wyszliśmy z Nicole i Mattem z domu. Później postanowiłam, że jakoś sobie z nią poradzę. Powiedziałam tak Jones'owi tylko dlatego, że już długo czekał na tą imprezę i pewnie chciał się zabawić, a nie niańczyć moja nieodpowiedzialną siostrę. Ręka mojej przyrodniej siostry spoczywała na moim barku, a jej głowa była spuszczona w dół, co chwilę coś mówiła pod nosem i śmiała się za pewnie z tego. Dla mnie to nie była śmieszna sytuacja. Do tego ktoś za nami szedł już od jakiegoś czasu. W mojej głowie powstawały różne scenariusze tego co się może za chwilę stać. Skręciliśmy w inną stronę, aby zgubić tą osobę, jednak na marne. Po chwili nie słyszałam już tylko jego kroków, a jeszcze kilku innych osób. Wyjęłam telefon, aby zadzwonić po mojego tatę, lecz upadł mi na ziemię, na co pisnęłam, obracając się w do tyłu, Nicole zaczęła biec przed siebie chwiejąc się na boki, a ja zobaczyłam przed sobą dwie zbliżające się w nasza stronę sylwetki mężczyzn. Nie miała czasu wziąć telefonu, ponieważ bałam się najgorszego. Szybko rzuciłam się do ucieczki, słyszałam jak krzyczą w moja stronę, abym się zatrzymała, jednak ja postanowiłam tego nie robić i przyśpieszyłam. 

Znalazłyśmy się z Nicole w domu bardzo szybko, zauważyłam, że zaczęło do niej coś docierać co mówiłam. Oparłyśmy się o drzwi ciężko oddychając, jakbyśmy przebiegły maraton. Nagle światło w korytarzu się zaświeciło, a w progu staną mój ojciec i Lucy, najwyraźniej niezadowoleni ze stanu w jakim znajdowała się Nicole i ze mnie. 
- Porozmawiamy rano o tym. - oświadczyła macocha zakładając ręce na piersi. - Dobranoc. - dodała po czym skierował się do swojego pokoju. 
Popatrzyłam na Nicole, która zaczęła płakać ze swojej głupoty, ale na pewno jutro nie  będzie już tego pamiętać. James jedynie pokręcił głową z niezadowolenia. 
- P-przepraszam - wydukała z siebie blondynka.
- Datuj sobie. - Zignorowałam jej przeprosiny i udałam się po schodach na górę do swojego pokoju.


Wow 1 rozdział! 
Mam nadzieję, że się podoba? 
Komentarze mile widziane :)

Alles

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz